Brazylia a czytanie.
Od zawsze byłam molem książkowym. Miałam taki czas w życiu, że lepiej czułam się w świecie literackiej kreacji, niż w rzeczywistości. Uważam, że czytanie rozbudza wyobraźnię, inspiruje, daje motywację do działania, do pracy nad sobą, do spełniania marzeń. To dzięki „Rio Grande” Wojciecha Cejrowskiego pojechałyśmy z przyjaciółką do kumpeli w Brazylii – tak sugestywnie radził wstać z fotela.

Rodzicielskie rozczarowania
Jeszcze nie miałam dzieci a już naiwnie marzyłam, że będą kochać czytanie tak, jak ja. Lubią. Są takie serie książkowe, których kolejne części czytają z wypiekami na twarzy do późnej nocy. Lasse i Maja M. Widmarka , Amelia i Kuba R. Kosika (a np. jego Felix, Net i Nika już nie), Puk puk M. Przewoźniaka, Zuzia na tropie M. Niemyckiego, Pralinka F. Joly, czy legendarny już Mikołajek to niektóre z nich. Przy Mamie Mu J. Wieslander śmiałyśmy się wszystkie do rozpuku. Jednak wiele moich, wydawałoby się, pewnych typów je nudzi i nie są w stanie ich zmęczyć. A ja długo nie mogłam przeboleć, że taki fantastyczny sposób na nudę nie sprawdza się u nas tak, jakbym chciała.

Po-kwarantannowe odkrycie
Wymęczone kwarantanną, siedzeniem w domu i brakiem spotkań z rówieśnikami dzieci przeczytały już wszystko to, co mieliśmy w domu z książek, które lubią. Kiedy otwarto wreszcie nieliczne biblioteki wybrałyśmy się na łowy. Jednak nie miałam ochoty na tradycyjne eksperymentowanie – wypożyczenie kilogramów książek, z których spodobają im się dwie na krzyż. W swojej ignorancji komiksowej przypomniałam sobie o Asteriksie i Obeliksie, którego wiem, że lubią wszystkie. Pani bibliotekarka zaproponowała nam jeszcze Studio Tańca, Lou i Sisters.

Zbiorowe zauroczenie.
No i przepadłyśmy. One zakochały się w komiksach a ja szukając im nowych odkryłam świat, o którym przez lata nie miałam pojęcia. Moje kolejne fałszywe i szkodliwe przekonanie – „nie zniżam się do czytania komiksów, bo to mniej ambitna lektura, niż książki” – legło w gruzach. Komiksy znałam tylko te najpopularniejsze – serię o Tytusie, Romku i A’Tomku, Kajko i Kokoszu, Jonce, Jonku i Kleksie, czy Asteriksie i Obeliksie. Moje dziewczyny też je znały, jedna z nich serię o Tytusie, którą dostała w prezencie od swojej chrzestnej, przeczytała już chyba setki razy.

Odkrywamy nowe fantastyczne światy.
To, co teraz odkrywamy bawi, uczy, wzrusza i wzmacnia w moich córkach te dobre przekonania. Jak to ze „Strzeżcie się olbrzymy” R. Rosado i J. Aguirre, że pozory mylą! I, inaczej niż z książkami, wszystkie przeczytały wszystko, co wypożyczyłam a później kupiłam zachęcona tym spektakularnym sukcesem czytelniczym. Oczywiście każda ma swój typ: ta, która lubi łamigłówki i przygody detektywistyczne zachwyciła się Enolą Holmes N. Springer, najmłodsza połknęła z równym entuzjazmem wszystko, choć chyba Ernest i Rebeka G. Bianco i A. Dalena przypadł jej do gustu najbardziej, a Strzeżcie się olbrzymy skradło serce Z. Chętnie przeczytały też serię Umarły Las A. Wajraka i T. Samojlika, „Obiecanki” Agnieszki Świętek (choć zgodnie stwierdziły, ze brakuje zakończenia), Studio Tańca autorów Beka&Crip, Sisters C. Cazenove’a i W. Maury’ego, czy Lou Juliena Neela.

A to dopiero początek!
Nasza przygoda dopiero się zaczyna, bo przeglądając komiksową ofertę, odkryłam, jak bardzo jest różnorodna i dostosowana do dzieciaków w każdym wieku. Na pewno dokupimy pozostałe części z serii o małej Claudette walczącej z potworami (które, jak się okazuje, nie zawsze są takie, jak się je maluje), Enoli Holmes, czy Sisters. No i wciąż pełno jest pozycji, których jeszcze nie znamy, na początek chciałabym spróbować „Z biegiem sztuki” G. i I. Smudja, czy „Łaumę” K. Kalinowskiego. A jakie jest Wasze doświadczenie z komiksami dla dzieci? Podzielcie się swoimi ulubionymi – chętnie się zainspiruję!
