O tym jak pożegnaliśmy chomika.
Całkiem niedawno obudziłyśmy się rano, dziewczyny i ja, z opuchniętymi od płaczu oczami.
Dzień wcześniej pożegnaliśmy naszego, a najbardziej to A., chomika.
Robiła mu malutkie bawełniane kocyki, bo dowiedziała się, że chomiki tak lubią.
Z rolek po papierze toaletowym budowała tunele. Dogadzała smakołykami, o których czytała, że mogą mu zasmakować.
Podczas spotkań rodzinnych i towarzyskich czuwała, żeby tabuny małych ciekawskich rączek nie zagłaskały go na śmierć.
Całe długie trzy lata tak o niego dbała.
“Mamo, wiesz, że on wyczuwa moje emocje? Zawsze, jak jest mi smutno, to podchodzi do klatki i zwraca na siebie moją uwagę“.
To był pomysł T., żeby miały swoje zwierzęta. Ja byłam biernie przeciwna.
Ale po drodze doceniłam jakim przyjacielem dziecka może stać się takie małe zwierzątko.
Jak może uczyć odpowiedzialności i jak może dać piękną, choć smutną życiową lekcję.
Również tym, które się nim nie zajmowały: “Mamo, jak to dobrze, że to A. się nim opiekowała, przy mnie i przy K., nie pożyłby tak długo“.