List do mamy na Dzień Mamy.

Żeńska solidarność to prawda, czy mit?

Jesteście dla siebie wyrozumiałe? Czy wyolbrzymiacie każdą porażkę a sukcesy umniejszacie? Jesteście tak samo krytyczne wobec innych kobiet, innych mam, jak wobec siebie? A wobec swojej Mamy?

Jedenaste: nie porównuj się.

Kiedy usłyszałam u Pani Swojego Czasu o „słoiku sukcesów”, najbardziej ujęło mnie to, zresztą cały czas tak jest, że na każdym kroku podkreśla, jak się różnimy, jak inne warunki brzegowe mamy, jak odmiennymi wartościami się kierujemy. Wtedy też mówiła o tym, że słowo “sukces” dla każdej z nas może znaczyć co innego. I może się zdarzyć, że będzie to, tylko i aż, ugotowanie zdrowego pożywnego obiadu dla rodziny.

Punkt widzenia zależy od…

Dla pełnoetatowej mamy, jaką wtedy byłam, przykład z obiadem był czysto teoretyczny, nawet trochę… na wyrost? Bo dla mnie w tym czasie to nieugotowanie obiadu było porażką, a przygotowanie dwudaniowego posiłku + surówka – codziennością. Potrzebowałam sama zacząć pracować i równolegle ogarniać dom, żeby zmieniła mi się optyka. A teraz w dobie korona wirusa z dodatkowymi obowiązkami w postaci zdalnego nauczania dzieci, zdarza się, że dokładnie to uważam za sukces – że znalazłam czas i siły, żeby moje dzieci zdrowo i urozmaicenie zjadły. Nie każdego dnia się udaje.

Wejść w cudze buty.

Czy potrafiłam wcześniej wejść w buty mam w innej sytuacji, niż moja? Teoretycznie tak, ale dopiero doświadczając podobnego, rozumiem to naprawdę. I tak sobie myślę: ilu sytuacji, których doświadczają inni, my nie przeżyjemy nigdy. Ile naszych ważnych, trudnych, pięknych, czy bolesnych chwil nie będzie zrozumiałych dla kogoś z boku. I marzę sobie po cichu – jak pięknie byłoby, gdybyśmy my, kobiety dały sobie to prawo. Prawo do nieoceniania i nieporównywania naszych rodzicielskich sukcesów i porażek, naszych zawodowych wzlotów i upadków, naszych wyborów życiowych, czy wartości, którymi kierujemy się w życiu. I gdyby to mogło działać w obie strony: nie przywalam sobie, nie przywalam innym.

Nareszcie sedno.

Właśnie dlatego „spontanicznie” zaproponowałam moim dziewczynom napisanie „Listu do mamy na Dzień Mamy”. I równie spontanicznie im podpowiedziałam, że niech tam się znajdzie choć jedna, za to szczera, pozytywna rzecz. Może to być: “matkę już prawie nerwy poniosły, ale udało jej się opanować“. Albo: “co prawda wiele razy ją prosiłam, ale akurat wtedy, kiedy była tak bardzo zmęczona, zrobiła to moje ulubione danie“. Albo: “ugotowała dziś kilka drugich dań, żebyśmy wszystkie miały to, co lubimy“. Albo: “gra z nami w planszówki, choć wiem, że niezbyt to lubi“. Albo: ” jedzie zrobić dla mnie wielkie zakupy, bo wymyśliłam jej taką fajną niespodziankęgotowanie na Dzień Mamy”.

Czy list miłosny, to obciach?

I może się uda – postaramy się – że będzie to nasza rodzinna tradycja? Że będziemy się takimi listami obdarowywać w każde nasze święta i urodziny. Że siostra napisze z miłością do siostry, córka do Taty, żona do męża, a mąż do żony. Już mało kto pisze dziś miłosne listy, a może, tak po swojemu, warto do tego wrócić? Przejrzeć się z miłością w oczach bliskich. Wtedy łatwiej nam będzie bardziej pokochać samych siebie. No i mieć więcej wyrozumiałości dla innych.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *