Od przybytku głowa nie boli. Podobno.
Odkąd pamiętam, dziewczyny tworzą niezliczone ilości „dzieł”. Z częścią rozstajemy się bez trudu, oczywiście po upływie okresu karencji. Rozstanie zawsze musi odbywać się pod osłoną nocy a zutylizowane prace wyrzucone zanim dzieci zdążą zaglądnąć do worka. Jeśli ten wyścig z czasem przegramy, to większość wytworów zostaje na powrót przypomnianych i wraca na swoje półki chwały a nas przewiercają spojrzenia pełne potępienia i żalu, że tacy z nas niewdzięczni obdarowani. Pewnie to dobrze znacie, bo od wielu znajomych mam wiem, że ten scenariusz powtarza się w prawie każdym domu.
Niewdzięczność kontra zagracenie.
No i wiadomo, że to nie o niewdzięczność chodzi a o przestrzeń. Wolną, zagraconą trochę mniej, gdzie nie wszystkie powierzchnie poziome są zapełnione. Podobno chłopcy nie generują ich aż tyle, ale dziewczynki, zachęcane i w domu i w placówkach, są w stanie wyprodukować naprawdę niezliczone ilości dzieł. I super, jak dwuwymiarowych, ale prawdziwym wyzwaniem wnętrzarskim są te przestrzenne, z rolek po papierze toaletowym, albo – moje „ulubione”– z masy solnej. I naprawdę chyba nikt, kto odwiedza nasz dom, nie zarzuci nam, że łatwo pozbywamy się rękodzieł naszych córek. W każdym pokoju wiszą na ścianach dziecięce prace, a świąteczne ozdoby, co sezon wjeżdżają na salony.
Cieszymy się każdym przejawem kreatywności.
My kochamy tę twórczość, sami przecież do niej zachęcamy i inicjujemy wszelkie plastyczne działania. Dawno temu byliśmy przekonani, że będziemy przechowywać każdą laurkę, każdą ozdobę okolicznościową. Jednak na początku naszej rodzicielskiej drogi nie mogliśmy przewidzieć, ze trzy małe dziewczynki tak cudownie ochoczo będą spełniać nasze twórcze względem nich zapędy. Nie mówiąc już o skuteczności działań wspaniałych pań w przedszkolu i wspomnianej już Pani Doroty z Domu Kultury.
Grunt to pomysł!
Na szczęście dość szybko wpadliśmy na pomysł, żeby co fajniejsze w swej dziecięcej prostocie i skrótach myślowych rysunki wycinać i przechowywać w formie pojedynczych „figurek”, czy scenek, a nie całych płacht papieru. Świetnie się to sprawdza, bo faktycznie zajmuje o wiele mniej miejsca. Można je potem przechowywać, popakowane w dużych ilościach, w koszulkach segregatora. Przestrzennych prac zachowanych wciąż mamy mnóstwo, szczególnie pomysłowych zwierzątek z rolek po papierze toaletowym. No ale na to trudno znaleźć patent, poza przewidzianym na etapie projektowania domu miejscem do gromadzenia takich skarbów.
Recykling nabiera nowego znaczenia.
Te wycinanki z prac dzieci mają kolejną wielką zaletę – można je ponownie wykorzystać. Na przykład do tworzenia nowych kompozycji w formie kartek okolicznościowych, którymi można obdarować dziadków, czy bliskich znajomych. Możemy same się tym pobawić, albo zachęcić do tego dzieci. Dla trochę już starszych dzieciaków to spora frajda zobaczyć coś narysowanego przez siebie w zamierzchłej przeszłości. Dla 9-latki przecież rysunki, które zrobiła jako trzylatka, to jak wykopaliska archeologiczne. Równocześnie to świetna okazja do poćwiczenia kompozycji i rozruszania wyobraźni, która z wiekiem, niestety, rdzewieje. Można to połączyć z nauką kilku podstawowych zasad robienia zdjęć, jak światło, kompozycja właśnie, czy rola tła w takich stylizowanych ujęciach, i drugie życie prac naszych dzieci nabiera kolorów i mocy.