Inspiracja z dzieciństwa.
Pamiętacie, jak w dzieciństwie rysowaliście domy? Ciekawe, czy tak jak ja, nie zawsze je kończyliście i dopracowywaliście szczegóły, ale drzwi musiały być pokolorowane zawsze.
Marzenie od końca.
Z głównej skręcasz, najpierw w lewo, potem w prawo, no i to już będzie ta ulica a „dom z czerwonymi drzwiami” to nasz. Tak to sobie wyobrażaliśmy, najpierw w rozmowach o nim, a ładnych parę lat szukania działki, projektowania, budowania i wykańczania, później, tak właśnie opisujemy naszym bliskim i znajomym drogę do nas.
Program funkcjonalny – gotowy!
Kiedy wiedzieliśmy już, że trzeci raz powiększy się nam rodzina, że z dala od jednych i drugich Rodziców chcemy ich regularnie gościć, a co najmniej jedno z nas, a w praktyce oboje, będzie pracować z domu, to mieliśmy z grubsza program funkcjonalny przyszłego, większego lokum gotowy.
Życie, jak zawsze, weryfikuje.
Lokum przybrało w naszych głowach kształt domu, kiedy po długich poszukiwaniach mieszkania, okazało się, że spełniający nasze potrzeby rzut, lokalizacja i cena to czynniki, które 3 naraz nie mają szans razem wystąpić, a budowa domu będzie tańsza o projekt, który zrobimy sami.
To nie była “bułka z masłem”.
To nie jest tekst o tym, jak długo szukaliśmy działki, jak później przez rok, czy dwa zastanawialiśmy się , czy to na pewno ta, jak T. w naszej kuchni (jedynym pomieszczeniu, w którym nie spało jakieś dziecko) projektował, i na klęczkach na podłodze składał projekt do pozwolenia na budowę, jak ja w tym czasie z młodocianą trójką spędzałam większość czasu sama, bo T. w domu tylko sypiał, poza pracą obsługując budowę – transportując, nadzorując, robiąc samemu, jak nas ciary przechodziły na widok reklam marketów budowlanych, po tym jak spędzaliśmy w nich weekend po weekendzie z całą trójką na pokładzie wybierając, analizując i jeżdżąc za tańszymi materiałami i akcesoriami wykończeniowymi po całym mieście.
Marzyć trzeba zawsze.
To jest tekst o tym, że warto spełniać marzenia, nawet te z pozoru po dziecięcemu naiwne. I, że planując dom, poza jasno określonym i przemyślanym programem funkcjonalnym, dzięki któremu to nie o Was będzie powiedzenie: „pierwszy dom buduje się dla wroga, drugi dla przyjaciela a dopiero trzeci dla siebie”, warto i trzeba zadbać o to, co zawsze „się chciało’.
Ikea niewyczerpalnym źródłem inspiracji.
Zawsze chciałam, jeśli już miałabym mieszkać w domu (bo nie zawsze w to wierzyłam, że będę), żeby miał kolorowe drzwi, duże okna i wielki stół, przy którym cała rodzina, jak na reklamach Ikea, będzie razem jeść, pracować, robić palmy wielkanocne, zdobić pierniczki i grać w planszówki.
A rzeczywistość swoje.
I choć bardzo rzadko wygląda to, jak na tych reklamach, jest sporo krzyków, złości i frustracji, że nie wychodzi, różnych obraz na siebie nawzajem i tracenia cierpliwości, to dom z czerwonymi drzwiami, ten w połowie ulicy z drącymi się i dziećmi i dorosłymi, to jest ten z moich rysunków z dzieciństwa. Gdzieniegdzie niedokończony, ale drzwiami pokolorowanymi.